Recenzja filmu „Wieczne pretensje”, Janusz Zaremba 1974r.
I wreszcie film współczesny, czy raczej – film o tematyce współczesnej. Tu znalazły się pozycje znane już z ekranów: ,,Wieczne pretensje” Grzegorza Królikiewicza, ,,Linia” Kazimierza Kutza, ,,Bilans kwartalny” Krzysztofa Zanussiego, „Strach” Antoniego Krauzego i „Awans” Janusza Zaorskiego. Wszystkie te filmy były już wcześniej recenzowane, oceniane na ogół zgodnie, bez kontrowersji, z jednym wyjątkiem. Są nim, oczywiście, ,,Wieczne pretensje” Królikiewicza. Film ten znalazł się w centrum gdańskiej dyskusji, podzielił grono dyskutantów na dwa obozy. Jedni zarzucali mu hermetyczność, estetyzowanie, brak koncepcji (jeden z nestorów nazwał „Wieczne pretensje” katalogiem paru filmów) i wreszcie nieliczenie się z możliwościami percepcyjnymi widzów; inni chwalili Królikiewicza za odwagę, za oryginalny styl, zdecydowanie nonkonformistyczną postawę, śmiałe bezkompromisowe poszukiwanie własnej drogi w sztuce.
Sam reżyser włączył się do dyskusji, demonstrując, podobnie jak w twórczości, tę samą bezkompromisowość i gwałtowność. Jego ocena środowiska filmowego, któremu zarzucił, mówiąc oględnie, skłonności oportunistyczne, okazała się tak gwałtowna i bulwersującą, że… nikt nie zdobył się na replikę. Tymczasem film, który ma już za sobą efemeryczny żywot kinowy (przemknął przez parę kin, ludzie wychodzili, Królikiewicz o tym wie, prowadził nawet badania, chcąc ustalić kiedy – a następnie dlaczego – ludzie przestają oglądać „Wieczne pretensje”) na festiwalu gdańskim spotkał się z przyjęciem bardzo dobrym, żywym, z aplauzem, którego potwierdzeniem stały się nagrody: oficjalna – za zdjęcia Bogdana Dziworskiego, dziennikarzy akredytowanych przy festiwalu oraz – uwaga! – załogi gdańskiej „Hydrobudowy”.
JANUSZ ZAREMBA